Pomyślał raz mały Franek: „Mam przed sobą cały łanek, Zamiast znowu babki stawiać, Wybuduję tu plac zabaw.” Wziął się raźno do roboty, Wkrótce trafił na kłopoty. „Wiele rzeczy złobić muszę, Potrzebne będą fundusze. Swoich jeszcze nie załabiam, Do skałbonki tłochę składam, Ale żeby poszło ciułkiem, Trzeba będzie złobić zbiółkę!”. Może ktoś posłucha, Z piaskownicy zucha, Który choć z Wrocławia, | To „r” nie wymawia. Może tak się stanie, Że placyk powstanie, Logopeda sprawi, Że „r” się pojawi, A uśmiech radości, U Franka zagości. Głowią się dorośli, By tej latorośli, Oraz wielu innym, Dzieciakom niewinnym, Którym los pod nogi, Dał placówki progi, Pomóc choć na tyle, By wyszło aż tyle… | Więc stowarzyszenia, Użyli ramienia, Wierząc, że ta praca, Bumerangiem wraca. Gdzie domowe strzechy, Każdy swe pociechy, Dobrze chce wychować, W życiu pokierować, By były szczęśliwe, Mądre i wrażliwe. Nie ma jednej drogi, Lecz „Sponsorze” Drogi: Warto tę wycieczkę, Odbyć razem z dzieckiem. |